Malownicze góry i zamki – czyli relacja z MR 2016

Po raz szósty przez Polskę przemknęło stado pięćdziesięciu koni. Ale jakich? Mocnych, kolorowych, wyzywających i podziwianych: amerykańskich Muscle Cars ze stajni Forda Mustanga, zrzeszonych w Mustang Klub Polska. Trasa rajdu Mustang Race 2016 wiodła z Beskidów na Mazury, ale trasa, to przecież nie wszystko…

Malownicze góry, gęste lasy, wąskie kręte drogi i spokój. A pośród tych sielskich krajobrazów skansen. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło: idealna cisza, wakacje, zwiedzanie. Jednak to nie jest zwykły skansen. Tu stoją niecodzienne maszyny, piętrzą się rurociągi gęsto usiane zaworami, sterczą kratowane wieże. A płytko pod powierzchnią ziemi, w studniach zamiast wody bulgoce czarna, wonna maź. To zielone miejsce to kolebka przemysłu, który stworzył najważniejszą płynną postać energii. Dzięki temu regionowi i Ignacemu Łukasiewiczowi ponoć wielu ma ją w żyłach…

Z pewnością tak jest, sądząc po tym jak spokojne Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce zatętniło stukotem kopyt koni mechanicznych rankiem 10 sierpnia, gdy przez środek skansenu przejechało 50 rasowych rumaków, w najróżniejszych rocznikach, wersjach, kolorach i modyfikacjach. Zaczął się Mustang Race 2016 (mustangrace.com.pl), szósta edycja kultowego rajdu ludzi pozytywnie zakręconych. W ich żyłach płynie benzyna, a w sercu galopuje dziki koń preriowy – Mustang.
droga arlamow1
„Jeśli ropa to ich żywioł, dajmy się im trochę ubrudzić!” Rajd to rywalizacja, więc na pierwszy ogień idzie konkurencja: wyciąganie ropy ze studni (tzw. kopanki) na czas. Przyda się im, przed nimi ponad 800 km – jakoś te średnio trzystukonne silniki trzeba wykarmić. Konkurencja jest prosta: dwóch do olbrzymiego kołowrotu z liną stalową, trzeci celuje sporym kubłem do studni. Lub dwie do kołowrotu, trzecia przy studni, bo mustangowy bakcyl nie rozróżnia płci, a dziewczyny równie chętnie ujarzmiają bolidy. Sporo chlapania, śliska ropa, trzeci zawodnik ma przede wszystkim nie wpaść do studni.
Konkurencja przy kopance idzie gładko, w tym czasie reszta ekip przykleja numery startowe lub zwiedza skansen. Tu ukryte są odpowiedzi na pytania zawarte w książce drogowej rajdu. Bo nie chodzi tylko o to, żeby przejechać trasę. Trzeba poznać miejsca, które się odwiedza, popisać się wiedzą o motoryzacji (szczególnie o Mustangach). Liczy się zaangażowanie i dociekliwość. Celne odpowiedzi pomogą w klasyfikacji generalnej.

Skansen opanowany, ropa jest wszędzie, Mustangi ruszają w trasę. Jeszcze tylko głośne pożegnanie turystów, gościnnych gospodarzy i fanów motoryzacji, którzy ściągnęli tu dzięki nagłośnieniu imprezy. Ryk kilkunastu tysięcy koni mechanicznych przecina pagórki. Droga wiedzie do hotelu Arłamów, gdzie odbędą się kolejne konkurencje i popas.
arlamow1
Mustangi opanowują rozległy podjazd przed hotelem. Szybkie zameldowanie i ekipy znikają w pokojach. Zaraz na wąskich ścieżkach hotelowego parkingu odbędzie się konkurencja nr 2 – przejazd sprawnościowy na czas. Trzeba się dobrze przygotować, przebrać i… wytrzymać konfrontację z uczestnikami rajdu, gośćmi hotelowymi i obsługą. Konfrontację na stroje. Im bardziej odważne, im bardziej zaskakujące, tym lepiej. Na starcie przejazdu sprawnościowego pojawiają się wielce oryginalne ekipy: jaskiniowcy, wampiry, rzymianie, kowboje, pin-up girls, duchowni, jest Borat, Vader, panie lekkich obyczajów (w zasadzie panowie), różnej maści żołnierze, klauni, nawet Ghost Busters. Przez eleganckie hotelowe lobby przemyka para brudnych kloszardów i na oczach zszokowanych gości hotelowych, zapakowawszy pełne siaty rupieci do bagażnika, zabiera jednego Mustanga.
bilgoraj3
Atmosfera mimo stopniowo gęstniejącej szarówki jest wspaniała. Salwy śmiechu z powodu kolejnych strojów przerywa zmienny ryk silników. Ustawiona przez czuwających nad całym rajdem mechaników z CarForceOne trasa przejazdu jest dość techniczna. Miejscami bardzo wąska, a obrzeża stresują kierowców krawężnikami. Poza tym prawie cała rozciąga się na stromym stoku. Niektóre bestie z kompresorami, jak chociażby ponad 660 konne Shelby GT 500 widowiskowo walczą z przyczepnością na podjazdach. Niezłe czasy wykręcają także, o dziwo, najnowsze Ecoboosty 2,3 L turbo. Są lżejsze, z nowoczesnym zawieszeniem i pokazują swoje zalety. Niepowtarzalne doznania dźwiękowe budzą jednak jak zwykle najliczniejsze wolnossące V8. Udowadniają, że płynnie prowadzone nieco ponad 420 KM pozwala, uzyskać najlepsze czasy. W czołówce plasuje się także doskonale przygotowany klasyczny coupe z 1967 r. Późnym wieczorem, gdy góry znikają w rzęsistym deszczu ekipy kończą dzień pełen wrażeń w sali bankietowej na oficjalnym otwarciu rajdu. Jest już pierwsza nagroda za odważny strój i jeszcze odważniejszą jego prezentację. Borat w tańcu doprowadza salę do skandowania. Na moment znika nagroda główna rajdu – efektowny, spawany z części samochodowych puchar przechodni Mustang Race. Ach, ci kloszardzi…

Drugi dzień, kolumna w strugach deszczu rusza na północ. Mustangowcy żałują, że w takich warunkach muszą żegnać góry, wszak trakcja w tych tylnonapędowych niesfornych bestiach jest tu kwestią kluczową, a pogoda nie pomaga. Na szczęście, nim docierają do serii 15 ciasnych serpentyn asfalt jest już suchy. Szyby w dół, gaz odważniej, choć z wyczuciem i każdy się delektuje brzmieniem amerykańskich V8, dociążonych stromą drogą. Tego się nie przeżyje nigdzie indziej, czekają na to cały rok.

Góry znikają za plecami, czas poznać kolejną ikonę regionu – zamek w Krasiczynie. Perła architektury urzeka, ale nie rozprasza zawodników na tyle, aby zapomnieli zapytać przewodników o kilka ciekawostek z historii zamku i władających nim rodów szlacheckich. Książka drogowa i tu wymaga uzupełnienia. Zwiedzanie nie trwa długo, bo 120 km dalej czeka kolejna konkurencja sprawnościowa: Autodrom Biłgoraj.
krasiczyn
droga arlamow2
Ekipy przybywają na start bardzo krętego toru. Kolejka długa, ale nikt nie narzeka. Wszyscy wpatrują się w kolejne startujące auta, zapamiętując trasę. Wsłuchują się w dudniący w oddali dźwięk wydechów. Na tym profesjonalnym torze można już sobie pofolgować. Asfalt jest bardzo przyczepny, jest też miejsce na schłodzenie maszyn. Obserwacje uprzyjemnia posiłek z regionalnych specjałów: pieroga biłgorajskiego i zupy grzybowej. Czas ruszać do Zamościa. Tam już czekają kolejni fani motoryzacji.

W Zamościu Mustang Race formuje kolumnę pod obstawą Policji. Gościnne miasto, Prezydent dołącza do rajdu. To niezwykłe miasto w skali Polski – siedziba najlepiej zorganizowanego rodu polskiego. Gościnność wynika z pięknej historii, a od tamtej pory miejsce to odwiedzało wielu egzotycznych przyjezdnych, którzy poznawszy mieszkańców, postanawiali się tu osiedlić. Mustangi zajmują rynek główny, tuż obok słynnych barokowych schodów ratusza. Króluje nad nim wieża, z której dzięki uprzejmości Pana Prezydenta miasta powstają niezwykłe zdjęcia wielotysięcznego stada koni mechanicznych rozbrzmiewających między uroczymi kamieniczkami. Wzdłuż trasy przejazdu i na rynku gromadzą się tłumy miłośników Muscle Cars, mieszkańców i zaciekawionych przechodniów. Widać, że to skąd inąd niecodzienne wydarzenie wpisuje się w barwny charakter otwartego Zamościa.
zamosc2

zamosc4
Rano role się odwracają. Wczoraj Zamość poznał Mustang Race, teraz Mustang Race poznaje Zamość. Zwiedzanie pozwala na chwilę wyłączyć się z gonitwy współzawodnictwa i dać się oczarować historią oraz zabytkami miasta.
Pogoda jest piękna, czas na zmianę nastroju. Rajd wraca na trasę, która przez 200 km wiedzie ku następnej konkurencji, a jakże. Tym razem nie ma przebacz, żarty się skończyły. Mustangi opanowują lotnisko w Białej Podlaskiej. ¼ mili, kręty, szybki tor, grill, emocje w zenicie. Track day, jak zwykło się mawiać. Nikt nie może usiedzieć spokojnie, co chwila ryk silników, pisk opon, dym, gdy kolejne pary bolidów mierzą się na dystansie ćwierć mili. Zapach spalonej gumy czuć wszędzie, każdy jest w swoim żywiole, nawet najmłodsi, kilkuletni uczestnicy rajdu. Po kilku godzinach zmęczenie podpowiada, aby poszukać miejsca na popas. Najlepiej tam, gdzie wszystkie konie zmierzają na noc. Do stajni, Stajni Janowa Podlaskiego i do Zamku Biskupiego.
janow2

janow4
Konie uwiązane wzdłuż stajni, ekipy zregenerowane, a przyjęcie w zamku nastraja do nowej zabawy. Na dziedzińcu zaczyna pojawiać się szlachta, rycerstwo, damy dworu, kaci, postacie z różnych epok historycznych. Są zbrojni, są kupcy, książęta, królowie i dawni podróżnicy. Jest nawet Jurand ze Spychowa. Kolacja i tańce trwają długo, a trzeba odpocząć, bo następny dzień pochłonie głównie jazda. 300 km do Rynu na Mazurach.

Rano miecze już w bagażnikach, korony złożone, suknie spakowane. Mustang Race rusza do mety przez malownicze drogi Podlasia i Mazur. Zamek Ryn Mustangi biorą we władanie po południu, a długa jazda i zamkowa sceneria pobudzają do finałowej zabawy. Klimat wzmacniają stroje rycerskie z zamkowej zbrojowni. Czeka też drużyna, która uczy rzemiosła rycerskiego i dworskiego. Mustang Klub Polska na wzór dawnych rodzin dzieli się na stajnie regionalne, każda pod swoim herbem. 5 drużyn staje w szranki, aby zdobyć Skarb Templariuszy. Pokonać innych w żonglerce, fechtunku, kalamburach, tańcu dworskim, wreszcie grze aktorskiej i zbrojeniu rycerza, oj, nie jest łatwo. Pot się leje w zbrojnej walce, umysł wytęża w zagadkach, po żonglerce zostają siniaki. W cuglach wygrywa Stajnia Mazowiecka, jej przypada Skarb Templariuszy, najlepszy z możliwych, znamienity, złocisty… miód pitny. Długo nie przetrwa…
ryn9

ryn5
Tak rajd znajduje finał w pięknej scenerii dziedzińca głównego Zamku Ryn. Podniosły klimat trwa podczas wieczerzy, gdy Kuba, Komandor rajdu i Rafał, Prezes Klubu wręczają uczestnikom dyplomy, a zwycięzcom nagrody. Zmagania poprzednich dni, spostrzegawczość podczas ośmiuset kilometrów trasy i odpowiedzi w książce drogowej dały wyniki. Najlepsze ekipy zbierają gratulacje: Pavlito i Jania (I m-ce, puchar przechodni), Sylwester i Paula ex aequo Spontan i Maggi (II m-ce), Raczki (III m-ce) oraz Wieczorki (IV m-ce).
ryn8
Czas już zanurzyć się w zamkowych lochach i oddać tańcom, hulankom, swawolom do białego rana. A jutro po wypoczynku każdy pojedzie w swoją stronę. Bezustannie wspominając emocje, zabawy, wszędobylski śmiech i pogłębione przyjaźnie będzie szukał stada Mustangów w lusterku. Pewnie w przyszłym roku 50 miejsc na liście startowej znów rozejdzie się w 10 min., choć wyczekiwane zapisy zaczną się pół roku przed imprezą. Nie dziwi to już nikogo, na pewno nie tych, co chociaż raz pojechali. Bo Mustang to pasja, a Mustang Race to stan umysłu. Do zobaczenia za rok!

Poniżej galeria ( autorzy: Siara, Łukasza – Cuore.pl, Hominis, Max i Pavlito)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

%d bloggers like this: